IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj
Grisha&Svein [3 czerwca]


 

 Grisha&Svein [3 czerwca]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Grigoriy Lykov
Grigoriy Lykov
Liczba postów :
15



russe
Grisha&Svein [3 czerwca] Empty
PisanieTemat: Grisha&Svein [3 czerwca]   Grisha&Svein [3 czerwca] EmptyNie Kwi 07, 2019 10:57 pm

Podczas całowania Challesa odczuwał całą gamę emocji, ale ponad nie wszystkie szczególnie wybijały się  dwa - bezpieczeństwo oraz poczucie, że jest we właściwym miejscu. Jakby każdy z jego wyborów prowadził go właśnie tutaj: do ramion, które go obejmowały i ust, od których nie potrafił się oderwać. Jakby właśnie tu miał i powinien się znajdować, choć by tu dotrzeć, musiał przemierzyć ciężką drogę. Musiał zmierzyć się sam ze sobą, wystawiony na odczucia, na które nie był przygotowany, bo nigdy by nie przypuszczał, że jedna osoba może go wyzwolić w nim tyle emocji i to o takiej intensywności. Nigdy też nie przypuszczał, że te tak różne uczucia obudzi w nim mężczyzna. Gwałtowna furia została stłumiona przez rosnące poczucie winy, pogarda nieudolnie ukrywała frustrację, strach zniszczyła tęsknota, smutek wyzwolił odwagę, a ta potężną radość - i wszystko to kręciło się wokół Thénarda. Cała ta emocjonalna wojna całkowicie go wykończyła, był naprawdę wyczerpany, ale przynajmniej teraz nie był sam. Już nie.
Grisha uśmiechał się, jego oczy promieniały, a w żyłach płynęło czyste szczęście. Czuł się lekki, leciutki, jakby właśnie ściągnął z barków olbrzymi ciężar, który nosił ze sobą od wielu tygodni. Teraz już musiało być dobrze. Challes go całował. Nie zamierzał uciekać. Zgodził się zacząć wszystko od początku - i Rosjanin zamierzał stanąć na głowie, żeby tym razem wszystko było jak należy.
Choć być może nie powinien. Być może ostatnio był zbyt skupiony na sobie i zapomniał, że niespecjalnie miał prawo decydować o swoim życiu - w końcu to nie należało do niego. Miał służyć Związkowi Radzieckiemu, był częścią GRU, miał ślepo wykonywać rozkazy. Mógł zostać złapany na misji, mogli przenieść go w inne miejsce, mogli go cofnąć z powrotem do ZSRR - mogło się zdarzyć wiele i odnośnie żadnej z tych rzeczy nie miał prawa głosu. Gdyby by miał więcej rozumu, albo był mniejszym egoistą, pozwoliłby Challesowi odejść, sprawiłby, że Francuz zapragnął nigdy go nie spotkać i jak najszybciej o nim zapomnieć. Powinien odciąć go od swojego życia, bo nie dość, że musieli się ukrywać przed okupującymi miasto nazistami, tak jeszcze musiał się pilnować przed Fiodorem i Katyą, co należało do znacznie większych wyzwań niż sami Niemcy.
Nie potrafił jednak tego zrobić. Nie potrafił być znowu okrutny dla Thénarda, nie potrafił nawet myśleć o tym, że mógłby. Challes był pierwszą dobrą rzeczą jaka mu się przytrafiła, odkąd stracił Stepana. Kiedy świat wokoło stracił kolory i stawał się coraz ciemniejszy, przepełniony nienawiścią, przemocą i śmiercią, Francuz jawił się jako słoneczny promień, nadający barwę wszystkiemu, czego dotknął. Thénard ze swoim łagodnym spojrzeniem i nieśmiałym uśmiechem, naiwnością zakrawającą o głupotę, niemal bezbrzeżnym spokojem (który raz udało mu się widowiskowo zburzyć) i otaczającym go ziołowym zapachem, stał się znienacka wszystkim, czego potrzebował. Jego spojrzenie uspokajało, uśmiech niósł ze sobą światło, głos podnosił na duchu, a usta przynosiły zapomnienie. Choć przy nim stawał się innym człowiekiem, to jednocześnie czuł się wtedy bardziej sobą, niż kiedykolwiek indziej. Nie pojmował siły działania, jaką miał na niego Challes, ale zdążył dojść do tego, że z logiką nie ma to nic wspólnego i jedyne, co mu pozostało, to po prostu to zaakceptować - i tak też właśnie zrobił, z każdą chwilą coraz bardziej zatracając się w smaku ust Thénarda. Brakowało mu oddechu i spójnie sklejonych myśli, ale to nieważne: tak długo, jak Francuz się do niego uśmiechał, tak wszystko było w porządku.
Otrzeźwienie przyniosły dopiero słowa Challesa - ciche, odrealnione, potrzebował chwili, żeby je przetworzyć i zrozumieć. Pokiwał tylko głową, bo nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Zrobił krok do tyłu i zatoczył się niebezpiecznie - albo tak pijany pocałunkiem, albo zbyt osłabiony ostatnimi dwoma tygodniami. Cały czas jednak się uśmiechał, szeroko, ze szczęściem wymalowanym w oczach, nawet jeśli wyglądał jak cień siebie. Pokiwał głową jeszcze raz i po raz ostatni posłał mu uśmiech, po czym wyszedł z zaułka na ulicę i skierował się w stronę swojego mieszkania. Ostatkiem zdrowego rozsądku przestał się szczerzyć, kiedy na horyzoncie pojawił się niemiecki patrol i pochylił głowę, by bardziej wyglądać jak styrany życiem Francuz z najniższej klasy społecznej i nie zwracać zbytnio na siebie uwagi - zainteresowanie nazistów to jedna z ostatnich rzeczy, które są mu teraz potrzebne, zwłaszcza, że oczami wyobraźni widział Thénarda siedzącego w jego małej kuchni.
Pokonanie schodów zajęło mu nieco więcej czasu niż zazwyczaj, skutki przetaczających się przez niego silnych emocji odczuwał także fizycznie, ale jeszcze tylko otworzy drzwi i znów będą ukryci przed spojrzeniami innych. Sarknął ze złością, kiedy klucze nie chciały trafić do dziurki i upadły na ziemię, lecz kiedy w końcu mógł wpuścić Challesa do środka, jego humor znów się poprawił - nie pozwolił mu nawet ściągnąć butów, tylko przyciągnął do siebie, by złożyć na jego ustach jeszcze jeden pocałunek, a potem drugi i trzeci, zanim znów się w nim zatracił, choć tym razem miał w sobie na tyle silnej woli, by się oderwać po kilku długich sekundach.
- Chodźmy do kuchni - wymamrotał gdzieś w okolicach szyi Francuza, po czym sam skierował swoje kroki do kuchni. W międzyczasie jego brzuch wydał siebie przeciągłe burknięcie, skwitowane przez Grishę szerszym uśmiechem. - Mam dwa pomidory, dwie marchewki, szczypiorek, dwa ziemniaki, jedną zwiędłą pietruszkę i kawałek zasuszonej kiełbasy. No i jakieś przyprawy. Mam też cztery jajka. Możemy zrobić potrawkę albo jajecznicę, z tym, że nie potrafię robić potrawki - przyznał, zerkając na Challesa z rozbawieniem i propozycją w oczach jednocześnie. - Chciałbym zjeść z tobą posiłek - dodał zaraz, na moment poważniejąc. Wspólne jedzenie posiłków jest istotne.
Powrót do góry Go down
Svein Sørensen
Svein Sørensen
Liczba postów :
130



Grisha&Svein [3 czerwca] Empty
PisanieTemat: Re: Grisha&Svein [3 czerwca]   Grisha&Svein [3 czerwca] EmptySob Kwi 20, 2019 10:26 pm

Czy serce jest w stanie wytrzymać taką ilość szczęścia?
Nierówne, przyspieszone, niemal chaotyczne bicie w piersi zdawało się temu przeczyć. Każde uderzenie rozchodziło się po ciele wraz ze wzbierającą falą gorąca, która zagotowywała krew w żyłach, wypychała powietrze z płuc, sprawiała, że Svein z trudem powstrzymywał drżenie całego ciała. Czuł się jak w febrze; każdy oddech, pocałunek, każdy dotyk był spotęgowany, jakby odbierał bodźce z podwójną wyrazistością. Wszystko, co dotychczas czuł w życiu – każda miłość bądź jej marna iluzja – były wyblakłym, pozbawionym barw wspomnieniem w porównaniu z huraganem, który szalał w jego umyśle, gdy tylko Rémy znajdował się obok. Słyszał jego przyspieszony oddech, czuł ciepło na skórze, smak w ustach i wyrazistą linię kręgosłupa pod palcami. Chłonął obecność Charrona całym sobą, przyciągając blisko, jak najbliżej, obejmując tak, jakby pragnął osłonić go własnym ciałem przed całym światem.
Svein czuł, że tonie. Że zatraca się w obecności Francuza i osiąga tym samym wręcz szczyt lekkomyślności, lecz było za późno na ratunek – zanurzył się zbyt głęboko. Zatonął w jego uśmiechu, w oczach rozpalonych wewnętrznym blaskiem, w sposobie, w jaki reagował na dotyk; podczas kilku żałośnie krótkich minut, które wydarli dla siebie ze szponów wojennej rzeczywistości, nie było nic niezręcznego. Żadnej nieporadności, żadnego poczucia skrępowania, zupełnie jakby jakaś ich część – dotychczas uśpiony odłamek duszy? – doskonale wiedziała, czego pragnie ta druga połowa, choć nie powinni się tak zachowywać. Nie oni. Nie dwoje mężczyzn, nawet jeśli dla jednego z nich nie była to pierwsza tego typu relacja. A jednak, pomimo wszystkich nie Svein, jakby Rémy wkradł się pod jego skórę i delikatnie, z czułością muskał misterne sploty nerwów. Od długich miesięcy nikt nie dotykał go w sposób, jaki robił to Charron, więc gdy Francuz znalazł się poza zasięgiem dłoni, Norweg musiał przymknąć oczy, tak intensywny dreszcz tęsknoty go przeszedł.
Jednak właśnie to należało zrobić – przerwać połączenie, odsunąć się od siebie, opamiętać, póki wciąż byli bezpieczni i nieodkryci przez przypadkowego przechodnia. Wystarczyło przecież, by ktoś zawędrował w ten jeden, konkretny paryski zaułek, a tych kilka wspólnie spędzonych w nim chwil mogło być ostatnimi, które przeżyli.
To nie było sprawiedliwe – kara, jaka mogła ich spotkać.
W tej wojnie, w tym świecie nic nie było sprawiedliwe.
Wciąż czuł na ustach smak Rémy’ego (odległe wspomnienie kawy, intensywniejsza nuta tytoniu i coś, czego Svein nie potrafił nazwać – coś, co sprawiło, że uniósł palce do ust, muskając rozpalone od pocałunków wargi), gdy Francuz uśmiechnął się po raz ostatni (serce Sørensena ścisnęło się boleśnie, chciał za nim pobiec, być blisko, chronić) i zniknął z zaułka. Odetchnął głęboko raz, później kolejny, powoli wracając do rzeczywistości paryskiego dnia. Zatęchłe powietrze i ciepłe promienie słońca były takie, jak dotychczas, jednak w świecie uległa jakaś subtelna zmiana.
Jakby przestał być monotonny i wyprany z życia.
Jakby ktoś akwarelami nanosił na niego barwy.
Mimowolnie przyspieszył kroku, tuż po opuszczeniu zaułka poszukując wzrokiem jednej osoby, która w tej chwili miała dla niego największe znaczenie – przez moment czuł narastającą, przerażającą niepewność, która zniknęła wraz z widokiem ciemnych, niesfornych loków ledwie kilkanaście metrów dalej, akurat mijających niemiecki patrol. Svein – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – przyspieszył kroku, jakby gotów rzucić się biegiem, gdyby sprawy przybrały niepożądany obrót.
I nie byłby to bieg ucieczki.
Po kilkudziesięciu kolejnych metrach nareszcie się zrównali, jednak żaden nie wypowiedział ani jednego słowa – nie musieli. Wystarczyły wymienione w milczeniu uśmiechy i spojrzenia, w których zagościła pierwsza, dzielona wspólnie tajemnica.
Droga do mieszkania była odświeżeniem trasy, jaką przebyli pamiętnej nocy, choć z tamtej podróży Svein pamiętał jedynie urywki. Okolicę poznał lepiej dopiero kolejnego poranka, gdy jakoś musiał odkryć, w której dzielnicy Paryża się znajduje i jak najprędzej mógłby wrócić do siebie. Teraz, wspinając się po schodach kamienicy w ślad za Rémym, był znacznie bardziej przytomny niż podczas pierwszej wizyty. Starał się nawet liczyć stopnie, byleby tylko skupić wzrok na wszystkim, poza plecami Francuza oraz wszelkimi walorami, które wiązały się z tym widokiem, jednak nieszczególnie potrafił się skoncentrować na matematyce. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy klucze upadły na ziemię z cichym szczękiem, a sam Charron sarknął pod nosem z irytacją, której mógłby pozazdrościć mu niejeden kot. Nawet, jeśli coś nie do końca wychodziło Francuzowi – jak choćby otworzenie drzwi – wciąż potrafił zachować fascynującą godność, za którą Svein podążył ślepo w głąb mieszkania.
Naprawdę, naprawdę chciał ściągnąć buty, byleby nie przysporzyć gospodarzowi kłopotów z naniesieniem piachu, lecz tenże gospodarz miał zupełnie inny pogląd na temat kolejności postępowania po wejściu do przedpokoju.
Pogląd, który pozbawił Norwega tchu i sprawił, że brwi podjechały do góry z zaskoczeniem. Pierwszy pocałunek niemal przegapił, walcząc o równowagę i w końcu odnajdując oparcie w biodrach Rémy’ego, na których położył dłonie. Na drugi był przygotowany, mimowolnie wydając  z siebie cichy pomruk aprobaty; podczas trzeciego przyciągnął Francuza jeszcze bliżej, napierając ustami na usta mocno, jakby chciał upewnić się, że to wszystko – zaułek, droga do mieszkania, ten moment – są prawdziwe.
I były – we śnie Charron nie oddaliłby się tak prędko, mówiąc coś o kuchni. Nawet, gdyby kazał wskoczyć teraz Sveinowi w ogień, ten zapewne by go posłuchał, tak posłusznie i ochoczo za nim podążył. Samo wspomnienie o jedzeniu wystarczyło, żeby sam poczuł ssący głód i zrozumiał, że papieros oraz kawa to nie najlepszy zestaw śniadaniowy. Uchwycił spojrzenie Francuza, gdy ten skończył wymieniać składniki, i nie potrafił powstrzymać się przed tym, by podejść do niego znacznie bliżej, niż wymagało to planowanie obiadu.
Dobrze się składa – ostrożnie uniósł dłoń, po chwili wahania muskając opuszkami palców usiany pieprzykami policzek Rémy’ego. Pragnął wpatrywać się w jego twarz, zliczyć wszystkie pieprzyki, rzęsy, jaśniejsze plamki w tęczówkach. – Ja też umieram z głodu.
Nie do końca było jasne, który głód miał na myśli – przynajmniej do chwili, gdy nikła odległość między nimi stopniała do zera. Svein powoli wsunął palec w szlufkę spodni Francuza i przyciągnął go do siebie, byleby tylko raz jeszcze poczuć kształt ust Charrona. To był niespieszny, lekki pocałunek – delikatne zetknięcie gorących warg poprzedzające łagodny, nienachalny napór, ledwie moment później sam czubek języka muskający lewy – ten bliżej serca – kącik ust Rémy’ego. Musiał walczyć sam ze sobą, żeby nie pogłębić pieszczoty, przypierając Francuza do blatu; zapewne dlatego tak szybko się odchylił, uśmiechając mimowolnie.
Będę potrzebował twojej pomocy. Przygotuj trzy jajka, pomidora, kawałek kiełbasy, przyprawy, szczypiorek. Do tego patelnia, deska do krojenia… – odwrócił się w stronę blatu, biorąc w dłoń nóż, który zauważył na suszarce. – Przyda się też wysoka miska i ubijaczka do jajek, jeśli masz. Jeśli nie, wystarczy widelec.
Wojna uczyła kreatywności – podobnie jak połowiczne osierocenie.
Svein podwinął rękawy koszuli, czując się tak, jakby miał przystąpić do poważnego, chirurgicznego zabiegu – tym razem robił jednak coś więcej, niż ratowanie ludzkiego życia. Tym razem musiał ugotować coś, co posmakuje mężczyźnie, któremu pragnął zaimponować.
I którego bardzo chciał nakarmić. Nie potrawką, nie jajecznicą.
Omletem. Grisha&Svein [3 czerwca] 3128524589
Powrót do góry Go down
Grigoriy Lykov
Grigoriy Lykov
Liczba postów :
15



russe
Grisha&Svein [3 czerwca] Empty
PisanieTemat: Re: Grisha&Svein [3 czerwca]   Grisha&Svein [3 czerwca] EmptySro Cze 19, 2019 10:48 pm

Droga do mieszkania była zupełnie nowym rodzajem niecierpliwości. Naznaczona dotykiem Challesa: wciąż czuł palce mężczyzny wodzące wzdłuż jego kręgosłupa, echa dreszczy utrzymywały gęsią skórkę, elektryczne impulsy, choć coraz słabsze, docierały w każdy zakątek jego ciała, pozostawiając po sobie nieznośną pustkę - chciał więcej, niezależnie od tego, jak fatalnie ostatnie dni odbiły się na jego organizmie. Niecierpliwość była też przyjemna: nie było to pełne napięcie wyczekiwanie podczas misji z Fiodorem i Katyą, aż wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie było to też czekanie, aż denerwujący klient w końcu zdecyduje się na któreś perfumy i sobie pójdzie - nie, to była przepełniona szczęściem pewność, że Francuz idzie za nim, że za niedługi czas skryją się u niego w mieszkaniu, że w końcu spędzą czas razem, bez uciekania i krzywdzących słów. Uśmiech sam cisnął mu się na usta i nawet pomimo ciążącego na nim zmęczenia, czuł się lekki, leciutki, może nawet trochę pijany smakiem Challesa, który wciąż czuł - nawet przechodzący obok patrol okupantów nie wydał mu się tak straszny, choć miał w sobie jeszcze na tyle przyzwoitości, by ukryć pełen radości uśmiech. Na uśmiechy będzie czas później, na razie musiały im wystarczyć spojrzenia.
Choć droga do mieszkania dłużyła mu się niemiłosiernie, a po schodach ledwo co wszedł, to kiedy dotarli już na miejsce, po prostu poczuł się lepiej. Tu był na swoim terenie, tu mogli się skryć przed spojrzeniami innych, tu mógł sobie pozwolić na swobodę. I sobie pozwolił - ulga z tego, że Thénard tu z nim przyszedł, że mu wybaczył, że zgodził się zacząć wszystko od początku, znalazła swoje ujście w pocałunkach, jakimi go zaatakował tuż po wejściu. Były one gwałtowne i żarliwe, wytęsknione i przepraszające - Grisha czuł jednocześnie zaskoczenie, że zetknięciu warg mogą towarzyszyć aż tak intensywne emocje i spokój, bo jego strach właśnie się skończył. Przynajmniej na dzisiaj - czas w mieszkaniu Rosjanina należał tylko do nich.
Nie mógł jednak zapominać o rzeczach przyziemnych, zwłaszcza, że tak wyraźnie dawały mu o sobie znać - głodu i ogólnego osłabienia raczej nie powinien ignorować, dlatego zakomenderował przejście do kuchni. A odpowiedzialność za posiłek zrzucił oczywiście na Francuza, ale bynajmniej nie zrobił tego z lenistwa: po prostu jego kuchnią można było się otruć, chyba, że przygotowywał kanapki albo jajecznicę. Teraz jednak nie bardzo miał siły na żaden z tych posiłków, dlatego wolał nie ryzykować i zasugerować (nie całkiem wprost) Challesowi przygotowanie późnego obiadu czy też wczesnej kolacji.
Stanął tyłem do blatu i zacisnął na nim palce, kiedy wymieniał składniki, które, jak mu się wydawało, miał na stanie. Dopiero teraz zauważył, że porządek w kuchni do idealnych nie należał - wszędzie walały się okruszki, niestarte plamy, cienka warstewka kurzu w niektórych miejscach na parapecie i dwa kubki po kawie tuż pod oknem, przepalony garnek na stole i nawet resztki stłuczonego talerza, które od niechcenia po prostu zamiótł w kąt. Choć zazwyczaj nie zawracał sobie głowy porządkiem, niespecjalnie też starał się o niego, kiedy ktoś miał zawitać do jego mieszkania, tak teraz poczuł z powodu tego bałaganu odrobinę niezręcznie. Nie chciał, by Francuz źle o nim pomyślał - w końcu w jego mieszkaniu było idealnie czysto, podobnie jak w jego miejscu pracy - Thénard mógł nie lubić rozgardiaszu wokół siebie, którego tutaj - cóż - nie brakowało. Podrapał się w tył głowy z zakłopotaniem i już nawet chciał rzucić jakąś losową wymówkę z obietnicą poprawy (!), ale Challesowi jakoś wcale bałagan nie był w głowie, bo nie rozglądając się wokoło, po prostu podszedł do niego blisko. Bardzo blisko. Na tyle blisko, że Grisha znów poczuł przeskakujące pomiędzy nimi napięcie. Zwłaszcza wtedy, kiedy Francuz dotknął jego policzka: iskra bardzo szybko stała się przyczynkiem do nagłego uczucia gorąca, jaśniejących oczu Rosjanina i uśmiechu na jego twarzy. Mimowolnie przechylił nieco twarz w stronę dłoni mężczyzny, ciepłej i pachnącej ziołami. Nie trwało to długo, bo Thénard miał w planach zaspokojenie całkiem innego głodu - kiedy poczuł, jak Francuz wkłada palec w szlufkę jego spodni, tylko szerzej się uśmiechnął, z niskim pomrukiem aprobując ten pomysł. Serce znów przyspieszyło bicia, krew zaszumiała w uszach, a dłonie mocniej zacisnęły się na blacie. Uczucie było obezwładniające i uzależniające, niemal spojrzał na Challesa z wyrzutem, kiedy ten się odsunął, ale ograniczył się jedynie do ciężkiego westchnięcia. Przymknął oczy, bo zakręciło mu się w głowie, nie miał jednak pewności, czy to z powodu przedwcześnie zakończonej pieszczoty, czy rzeczywistego głodu, który razem z wycieńczeniem przejmował władzę nad jego organizmem.
- Mhm - wymamrotał tylko ze skinięciem głowy, kiedy Francuz wydał szereg poleceń odnośnie przygotowywania posiłku. Naprawdę był mu wdzięczny, że przejął pałeczkę - spod ręki Rosjanina nie wyszłoby obecnie nic dobrego, mógł się o to założyć. Dość powolnie wziął się za wyciąganie wszystkich potrzebnych rzeczy, modląc się o to, by żaden niedbale upchnięty garnek nie zaatakował go, znienacka spadając mu na głowę, ale próżne były jego nadzieje. Patelnia, którą z jakiegoś powodu upchnął pomiędzy talerzami i garnkiem, na jednej z wyższych półek, chytrze się wyślizgnęła i uderzyła go w czoło, kiedy próbował zapanować nad podejrzanie ruchomymi talerzami.
- Kurwa mać - burknął tylko, marszcząc brwi, rozcierając guza i kładąc na blacie patelnię - ostatni przedmiot, którego zażyczył sobie Challes. - Głupia patelnia - dodał jeszcze, spoglądając na nią złowrogo. To, że była czarna tylko w kilku miejscach, w przeciwieństwie do wielu innych zupełnie czarnych naczyń Grishy, nie znaczyło jeszcze, że byłoby mu żal ją wyrzucać i jak jeszcze raz tak złośliwie spadnie mu na głowę, to na rzecz zemsty mógł zrezygnować nawet z jajecznicy. I wcale nie dostrzegłby swojej winy w tym, że gdyby umieścił ją jak każdy normalny człowiek w dolnej szafce i bez towarzystwa talerzy, to prawdopodobnie nie stałaby mu się żadna krzywda. A tak stał rozeźlony przy kuchence, już zapomniawszy, że ledwie przed chwilą chciał przypadkiem (tak jak było parę tych przypadków, kiedy wyciągał pomidory, deskę do krojenia i widelec, jako że ubijaczki nie miał) otrzeć się o Francuza, byleby znów poczuć to bijące od niego ciepło, mrowienie skóry, jakiego doświadczał za każdym razem i poczuć tę wyjątkową mieszankę zapachów, która go otaczała, a która tak nagle stała się dla niego uzależniająca. Grisha poważnie rozważał pomysł wsadzenia nosa w zagłębienie na szyi Thénarda, ale teraz mieli przecież przygotowywać posiłek. Może później.
- Pokroję pomidora i kiełbasę. I szczypiorek - oznajmił tylko, przyciągając do siebie deskę do krojenia i zabierając się do roboty.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Grisha&Svein [3 czerwca] Empty
PisanieTemat: Re: Grisha&Svein [3 czerwca]   Grisha&Svein [3 czerwca] Empty

Powrót do góry Go down
 

Grisha&Svein [3 czerwca]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Svein&Grisha [20 maja]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Paryż wersja backup  :: Paryż :: quartiers d'habitation :: la rive droite :: Enclos-St-Laurent 15/3-